poniedziałek, 8 kwietnia 2013

206. Roman Choinka REMINISCENCJE MUZYCZNE malarstwo

15 kwietnia 2013
Piekarnia Cichej Kobiety, Zielona Góra


Roman Choinka ur. w Bielawie na Dolnym Śląsku. Absolwent Liceum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie,  Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu oraz Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Do roku 1994 mieszkał i tworzył w Turku. W tym czasie pracował jako nauczyciel plastyki w Liceum Ogólnokształcącym. Jednocześnie był inicjatorem wielu działań artystycznych w tamtejszym środowisku. Obecnie mieszka w Zielonej Górze. Zajmuje się malarstwem  i projektowaniem graficznym. Prowadzi zajęcia z zakresu reklamy wizualnej, malarstwa i rysunku w Zespole Szkół Plastycznych  oraz  Młodzieżowym Centrum Kultury i Edukacji w Zielonej Górze.


 
Kiedy zacząłem malować stawały mi się bliskie obrazy Chełmońskiego, Wyczółkowskiego, Wojtkiewicza oraz Pankiewicza. Twórczość tych malarzy szczególnie interesowała mnie gdy chodziłem do szkoły podstawowej, a nawet jeszcze w szkole średniej. Największe wrażenie jednak zrobiły na mnie dwie silne indywidualności - Andrzej Wróblewski i Tadeusz Brzozowski. Będąc uczniem łódzkiego plastyka miałem okazje w Salonie Sztuki Współczesnej oglądać wystawy obu malarzy. Zapamiętałem słowa T. Brzozowskiego, które wydały mi się wówczas takie ważne: ”[…]lewą ręką trzymam się kurczowo tradycji, a prawą staram się uchwycić to, co jest dzisiaj i co nadchodzi. I stale czuję się zagubiony wśród tych dwóch napierających na mnie sił. „Zawsze kończę swoje dzieło - mówi malarz - kiedy gąszcz komplikacji jest tak wielki, że nie mam już siły przebijać się przezeń. To jednak wina życia ludzkiego i ludzkiej egzystencji, które są również niesłychanie skomplikowane”.
Odkryłem, że dzieciństwo ma wpływ na to co robię... Mając świadomość tego co niesie, bądź chce przekazać sztuka XXI wieku nie mam kompleksów stylizując się na malarstwie okresów dla polskiej sztuki najświetniejszych. Nawiązuję do nich często z pobudek estetycznych. Świadomość kryzysu ekonomicznego i społecznego powoduje, że często świat wydaje się być szary, ponury, bezbarwny. To sprawia, że mam ochotę malować w radosnych barwach, jako antidotum na zaistniałą rzeczywistość. Jednakże nie jest moim zamiarem wyciszać ją, bądź też narzucać wszystkim moje poczucie szczęścia.





Malowanie pejzażu miejskiego wciągnęło mnie bardzo, rozszerzyło pole widzenia a z czasem zaczęło bawić. Wśród natłoku wydarzeń z całego świata, którymi to codziennie raczą nas środki masowego przekazu, wśród codziennej krzątaniny wokół własnych powszednich spraw, malowanie jest pewnego rodzaju wyspą duchową. Przy tym działaniu czas biegnie niepostrzeżenie. Jest dla mnie ciekawym doświadczeniem, kiedy to żyjąc w XXI wieku, będąc artystą z dużym doświadczeniem i dorobkiem, maluję obrazy plenerowe. Staram się jak dziecko zachwycać czymś nowym, eksperymentować i szukać różnych środków wyrażania swoich spostrzeżeń.


 
Malarstwo pejzażowe uprawiam z równą satysfakcją jak kompozycje abstrakcyjne. Odpowiada mi ono poprzez swój liryzm. Nie postrzegam tej twórczości jako  odejście od dotychczasowej abstrakcji w stronę malarstwa naturalistycznego. 
Jednym z głównych motywów moich pejzaży jest niebo, jego gładzie i wypukłości. To ono stwarza dowolne nastroje obrazów. Pozbawia ciężaru architekturę i roślinność, uprawia zmienną grę. Żywy kolor o kontrastowych zestawieniach nabiera refleksyjnych cech. W obrazach nie ma nadmiernej troski o detale. Słońce czasami ma kolor zjadliwej żółci, a niebo oblane jest roztworem tej żółci, turkusu bądź fioletu. Czasem z ziemi sterczą zamglone sylwetki drzew kościołów bądź domów. Nie umiejscowione światło sączy się zewsząd, dematerializuje ściany domów. Dzielę obraz, aby jedna przestrzeń otwierała się na drugą, jakby była to scena o niekończących się przestrzeniach. Piękno świata jest racją istnienia sztuki. Staram się je osiągnąć poprzez światło i kolor. Rośliny, ogrody i drzewa są przedstawione w tej samej konwencji. Ma być w nich świetność biologiczna, niepokojąca nadmiarem bujności koloru. Studia chmur mają stworzyć emocjonalny nastrój kompozycji. Nie wystarczy przecież sam temat. Poprzez sposób malowania, obraz musi wyrazić anegdotę, która wywołuje u widza zaciekawienie – żądzę, aby po obejrzeniu obrazu naocznie przekonać się czy tak jest rzeczywiście. Wierzę, że to co robię jest porównywalne i słuszne, że sztuka którą uprawiam jest aktualna, bez używania takich środków jak: demonstracja, krzykliwość i brutalność, mimo że ulica robi się niebezpieczna i brutalna. Poprzez twórczość chcę zarejestrować czas, zatrzymać go w przedmiotach, przestrzeniach w zapisie wzruszeń, które towarzyszą człowiekowi.
Miałem zamiar opowiedzieć o pejzażu za pomocą światła i koloru, poprowadzić widza przed domy i kościoły, podwórka i kamieniczki zanurzone w krajobrazie małego miasta. Każde odkrycia bywają dla mnie zwycięstwem, wyrażeniem potrzeb własnej osobowości.




Poprzez malarstwo chcę opowiedzieć o swoich doświadczeniach, tych wieloznacznych. Nie o sobie, lecz o świecie, ludziach, ich kondycji, sytuacji, zniewoleniu i wolności - sztuka pobudza przecież do zamyślenia nad światem, wywołuje wzruszenie i refleksje. To o czym mówię, może brzmi górnolotnie, ale moje malarstwo nie powstaje ze współczucia dla doli ludzkiej, to zbyt pompatyczne. Nie lubię namaszczonego pochylania się nad potrzebującym wsparcia. Współczucie takie jest często obłudne. Malując cierpienie byłbym śmieszny. Nie chcę, aby malarstwo moje miało poetycki komentarz, czy teorie, lub racjonalną inspiracje. Maluję doświadczeniem. Działanie umysłu wyrażam poprzez gest malarski. Stosuję barwy proste i czyste takie jak czerwień, oręż, żółty, błękit, fiolet.. Nie lubię ugrów, brązów, ciemnych zieleni. Wydobywanie koloru jest czasem refleksji. Aktem przemiany energii w materię malarską. Poza plamą barwną stosuję także linie. Linia jest granicą, ma ona wyrazić i zatrzymać gest. Najbliższa jest mi abstrakcja.

Roman Choinka
 

1 komentarz: